piątek, 28 grudnia 2012

Po świętach:)

Życie powoli wraca do normy, po przedświątecznym szaleństwie i świątecznym odpoczynku. Muszę powiedzieć, że nawet powrót do pracy wcale nie był zły. Stęskniłam się za dzieciakami i koleżankami, a okres międzyświąteczny jest u nas taki troszkę leniwy:)
Ale oczywiście nie o pracy chciałam tylko o świętach. Jakie one były? - takie jak co roku czyli wspaniałe w swej zwyczajności. Wigilia pełna ludzi, wielka choinka i góra prezentów pod:) Było bardzo wesoło i pysznie, Uwielbiam dania wigilijne i jak się okazało moja córcia również:) Amelka chodziła od babci do cioci, od cioci do wujka a każdy czymś ją częstował, cud, że nie pękła:) Punktem kulminacyjnym były oczywiście prezenty, jak co roku ubraliśmy się i wyszliśmy w poszukiwaniu Mikołaja i jak co roku okazało się, że on właśnie był podczas naszej nieobecności:)
Mikołaj nie rozczarował Amelki, zarówna ona jak i Majeczka dostały masę wspaniałych prezentów. Radość była ogromna, gdy córcia otworzyła pudełko z lalą zachwycona wołała "Mama lala, Mimi ma!". Córcia w ogóle była rozbrajająca, bo ostatnio nauczyła się mówić " kocha", wszystkie babcie i ciocie były "kupione"  kiedy Amelka wyciągała łapki przytulała się i mówiła "Mimi kocha", a mama oczywiście pękała z dumy, że taka mądra ta jej córeczka. W ogóle to szarpnęłam się na nową sukienkę dla Małej, wyglądała prześlicznie i zachowywała się adekwatnie do stroju:) Paniusia nie dała się położyć do godz 22!! Cóż chyba to magia świąt, normalnie już od 19 jest marudna!
Pierwszy dzień był u nas, całkiem dobrze wszystko się udało, atmosfera bardzo miła, ale jednak dla mnie święta to tylko z moją rodziną,  z rodzinką męża czułam się bardziej jak na imieninach. Po całym dniu biegania, podawania, odnoszenia wieczorem padłam razem z Amelką! Stanowczo wolę się gościć niż organizować u siebie, niech będzie, że jestem wygodna:)
Teraz weekend i sylwester! Spędzamy go z Amelką więc większe imprezy nie wchodzą w grę. Mamy zaprosznia do kilku znajomych par, które bawiły się u nas w zeszłym roku. Jak na razie nie możemy z mężem się dogadać czy idziemy do "bardziej moich" czy do "bardziej jego" znajomych czy może zostaniemy w domu:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Życzenia

Zokazji Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich Blogowiczów i nie tylko wspaniałych, magicznych świąt. Radości z oczekiwania na narodzenie Dzieciątka, bliskości, miłości i piękna w tym wyjątkowym czasie.
Dla mnie te święta będą, a właściwie już są wyjątkowe, odkrywam je na nowo dzięki mojej córeczce, Wam kochani też życzę spojrzenia dziecka- świat wygląda wtedy o wiele piękniej!


czwartek, 20 grudnia 2012

Mały dołek

Buntuje się ten nasz niespełna dwulatek, co gorsza robi to w miejscach publicznych. Ostatnio w ikei, urządziła nam aferę z krzykami i wyrywaniem się, aktem końcowym był rzut na ziemię. Co wywołało taką rozpacz- basen z kulkami, Amelka nie mogła pogodzić się z opuszczeniem tego wspaniałego miejsca. Jeśli dodam do tego, że 100 razy dziennie słyszę" nie i nie scę" to można się zniechęcić:(  Mój "dzidziuś" zdecydowanie zaczyna być niezależną istotą podejmującą samodzielne decyzje, co z tego, że zwykle sprzeczne z moimi:) 
Mam nadzieję, że w wigilie nie urządzi nam żadnych scen. 
Właściwie od urodzenia Amelka w rodzinie jest porównywana ze swoją kuzynką Mają, jest to o tyle głupie, że poza wiekiem dziewczynki są zupełnie różne. Amelka jest bardzo żywa i spontaniczna, jak wpadnie na jakiś pomysł to po prostu musi go zrealizować, zaczęła chodzić gdy miała 10 miesięcy, teraz zwykle biegnie, w końcu zawsze jest coś do zrobienia! Maja jest spokojną, uroczą dziewczynką, pogodną i uśmiechniętą, nie spieszy się, dużo obserwuje.
I choć wiem, że to głupie ale nie znoszę tego porównywania, od stroju poprzez umiejętności aż po wygląd. 
Po prostu zwalają mnie z nóg telefony w stylu- "bo wiesz Maja ma nową piękną sukienkę, a ty już wiesz w co ubierzesz Amelkę; Bo Maja już robi na nocnik a jak Amelka" W tym ocenianiu przoduje najstarsze pokolenie. Naprawdę nie wiem jaki ma to cel, bo obie dziewczyny są super- śliczne, mądre, zdrowe.
A tak poza tym to jestem zmęczona- w pracy duużo roboty, w domu też i do tego mały Marudek...

niedziela, 16 grudnia 2012

Przedświątecznie

Niedzielny wieczór-  koniec weekendu, ale dziś wyjątkowo wcale nie żałuję, bo mam poczucie, że ten czas wykorzystałam maksymalnie.
Przyznaje się bez bicia, że sprzątanie nie należy do moich ulubionych czynności. Zwykle zabieram się i zabieram...a jak tylko znajdę wymówkę to przekładam. Ale Święta mają swoje prawa i nawet takie leniuchy jak ja zabierają się za robotę. W tym roku poszło mi wyjątkowo sprawnie, bo mój mąż bez zbytniego proszenia zabrał się i baaaardzo mi pomógł. Mam więc pięknie posprzątane i nawet nie zdawałam sobie sprawy jakie to miłe uczucie kiedy w domu jest tak czyściutko i wszędzie pachnie świeżością. Udało mi się ponadto zakupić wszystkie prezenty (i się kompletnie nie zrujnować), chyba głownie dzięki temu, że w pamięci mam zeszły rok kiedy to z obłędem w oczach w wigilię    biegałam po galerii handlowej:)
Pomimo napiętego harmonogramu, o dziwo, został nam jeszcze czas na zbudowanie ogromnego bałwana przed domem. Głównym budowniczym był mój M. ale oczywiście Amelka też bardzo pomagała. Stwierdziła co prawda, że podnoszenie śniegu z ziemi jest męczące i niewygodne więc kazała sobie podawać śnieg do  rączek a potem ochoczo wklepywała go w bałwanka:) Rezultat budowy był tak wspaniały, że Amelka zapałała do bałwanka wielką miłością i zaczęła go przytulać i całować:) A my mało nie posikaliśmy się ze śmiechu:)
Teraz przede mną najprzyjemniejsze czyli ubieranie choinki, strojenie domu oraz gotowanie i pieczenie. Myślę, żeby wybrać się jeszcze do ikei po ozdoby, żeby wprowadzić prawdziwie świąteczny klimat.
 Zależy mi żeby Amelka poczuła magię świąt i miała piękne wspomnienia związane z rodziną, pysznym jedzeniem, bliskością i prezentami.
W tym roku po raz pierwszy święta odbędą się u nas,  co prawda nie wigilia tylko pierwszy dzień świąt ale i tak czuję tremę:) Ponieważ wigilie spędzamy z moją rodziną, w pierwsze święto przyjdą do nas bliscy ze strony M. Mam nadzieję, że wszystko się uda:)

wtorek, 11 grudnia 2012

Dzisiaj tak z innej beczki. Chciałam przypomnieć sobie, a Wam opowiedzieć jak do tego doszło, że moim mężem jest M:)  Myślę, że to dobry moment na odświeżenie wspomnień bowiem przedświąteczny czas jest bardzo nerwowy dla mojego męża i czasem musimy sobie przypominać jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni.
 Niedługo minie 9 lat naszej znajomości! A dokładnie w czerwcu, poznaliśmy się na imprezie u chłopaka mojej koleżanki z liceum. Żeby było śmieszniej tamci od dawna nie są razem, ale to dzięki nim my mieliśmy okazję się spotkać. Mój M. od początku wpadł mi w oko ale byłam zbyt nieśmiała (dumna?), żeby pierwsza zagadać, tymczasem on uwagę dzielił równo pomiędzy mnie i moją koleżankę!! Taki był flirciarz z niego!
Nasza znajomość nie przebiegała bezproblemowo przez cały ten okres- 9 już lat. Myślę że dużą rolę odegrali moi rodzice. M. nie podobał im się na zięcia, wyobrażali sobie raczej, że zwiąże się z sąsiadem,  który studiował medycynę i wyraźnie mnie adorował. Ale jak wiadomo miłość nie wybiera! Pod presją rodziców rozstałam się z M. na jakiś czas (ponad rok) w tym czasie nawet spotykałam się z sąsiadem:) Ale wszystkie te zawirowania utwierdziły mnie tylko w tym, że to M. jest dla mnie stworzony i to z nim chcę być.
 Na szczęście udało nam się odbudować relację a nawet doceniliśmy ją jeszcze bardziej! Niedługo później zaręczyliśmy się w bardzo romantycznych okolicznościach:) a dwa lata później wzięliśmy ślub!
Mój mąż od początku zapowiedział, że nie będzie mieszkał z teściami- trudno mu się zresztą dziwić w kontekście zaistniałych wydarzeń. Zakasał rękawy i okazał się naprawdę solidnym mężczyzną, zdolnym zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Początkowo ciężko mi było zaakceptować jego decyzje, uważałam, że lepiej zamieszkać z rodzicami i zaoszczędzić zwłaszcza, że warunki mielibyśmy bardzo dobre- całe poddasze do dyspozycji.  Dziś  wiem, że była to słuszna decyzja, M. poczuł się prawdziwym facetem a ja przestałam być córeczką mamusi:) Co było dalej nietrudno się domyślić- urodziła się nasz córcia Amelka. Przewróciła nam świat do góry nogami:) Jesteśmy dzięki niej jeszcze silniej związani i jeszcze bardziej nam zależy, choć jak wiadomo, więcej obowiązków, zmęczenie to również więcej spięć.
Niezależnie co przyniesie nam życie, wierzę, że zawsze będziemy razem:)


niedziela, 9 grudnia 2012

Siedzę sama w domu, jest cicho, nikt ode mnie nic nie chce- chwilo trwaj!
Nie żebym była samotnikiem, na dłuższą metę nie lubię być sama  i szybko tęsknie za towarzystwem ale po prostu już nie pamiętam takiej sytuacji. W domu rodzinnym miałam pokój z siostrą, a dom był zawsze pełen ludzi:) Wiecie, że nigdy nie zostałam na noc sama:) Jak zamieszkałam z mężem i któregoś razu M. wyjechał to się spakowałam i pojechałam do rodziców:)
Zmieniając temat - wczorajszy wieczór super, choć był malutki minusik. Mój mąż nie był zachwycony i dawał temu wyraz. Jego takie koncerty nudzą w dodatku mieli z nami iść znajomi- moja koleżanka z pracy z mężem , z którym M. się świetnie dogaduje a nie mogli i w zamian poszli inni, których mój M. nie trawi:)
Z sukienką kombinowałam i w końcu pożyczyłam od siostry "małą czarną" do tego szpilki. Niby tylko przejść z samochodu, ale przy -5 to nie był najlepszy pomysł! M. zapowiada, że następne wyjście należy do niego, także już się boję na co mnie zabierze:) Choć tak naprawdę to myślę, że nie prędko uda nam się gdzieś wyskoczyć tylko we dwoje. Poza tym jakoś tak dziwnie wrócić do domu a tu nikt na nas nie czeka! Łóżeczko puste:( O właśnie zajechał mój M. z Amelką. Lecę otwierać, bo baaaaardzo się stęskniłam za tym moim bąblem podróżnikiem!!

czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołajki i koncert!!

Wypucowałam buty na połysk,czekałam całą noc w napięciu i.... nic. Mikołaj do mnie nie przyszedł:( Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i sama kupiłam sobie prezenciki:) Krem do rąk, krem do twarzy i cudownie pachnący żel waniliowy, który właśnie testowałam:)
Amelka musiała za to być nad wyraz grzeczna ponieważ o niej Święty nie zapomniał. Dostała ukochane czekoladki kinderki , wesołą farmę i lale z nocnikiem. Ten ostatni prezent był od dziadków z podtekstem, żeby małą zachęcić do nocnikowania:) Na razie wielkie fiasko jeżeli chodzi o tę stronę życia, Amelka bojkotuje nocniki niezależnie czy zwykłe czy grające czy jakie tam jeszcze:) Cwaniara wie o co chodzi, sadza misie, lale, nawet wydaje stosowne dzwięki ale sama trzyma się z daleka.
Lala na razie jest prawdziwym hitem i oczywiście poszła spać razem z małą:) znalazło się dla niej miejsce pomiędzy miśkiem, mimi i starą szmacianką. Obawiam się coraz poważniej, że po świętach nie będzie juz w łóżeczku miejsca dla samej Amelki:)
Ostatnio narzekałam, że nigdzie nie wychodzimy, bo nie ma z kim zostawić Małej i...-  miła odmiana!! Wychodzimy razem z moim mężem w sobotę na koncert!! Jestem podwójnie szczęśliwa- raz, że wychodzimy a dwa, że udało mi się namówić mojego M. na tego typu imprezę za którymi on delikatnie mówiąc nie przepada. Jedynym cieniem kładącym się na całym przedsięwzięciu jest brak odpowiedniej garderoby:( Mam nadzieję, że do soboty coś wymyślę:)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Służba zdrowia

Mamy XXI w. coraz częściej mówi się o prawach pacjentów, ba nawet nazywa się ich klientami. A klient nasz pan w końcu. A jak to wygląda w praktyce?? Niestety wciąż nie jest kolorowo, ale nie spodziewałam się, że często nie ma dla ludzi chorych szacunku. Mój dziadek ma 85 lat-piękny wiek i do tego naprawdę świetnie się trzyma. Ma wciąż wspaniałą pamięć, często zaskakuje mnie wręcz pamięcią do dat ważnych wydarzeń historycznych. Niestety kilka dni temu trafił do szpitala:(wczoraj gdy byłam z wizytą miło zaskoczyło mnie, że personel tak grzecznie zwraca się do pacjentów. Byłam więc bardzo zdziwiona, wręcz zszokowana kiedy okazało się, że po godzinach odwiedzin niektóre pielęgniarki drą się na pacjentów, a nawet pozwalają sobie na chamskie i wulgarne odzywki. Na sali z dziadkiem leży pan około 80 letni z alzheimerem, w nocy krzyczy, robi " pod siebie". Jest to uciążliwe zarówno dla personelu jak i dla pacjentów ale mimo wszystko nie uprawnia to nikogo do odzywek w stylu "zamknij się wreszcie; czemu się znowu zesrałeś, co za debile" do osób chorych i zależnych od opieki.  Dziadek kiedy to słyszy wszystko się w nim gotuje ale nie zwraca uwagi, bo sam jest zależny. Jestem tym naprawdę oburzona i nie wiem co powinnam zrobić, zastanawiam się nawet nad dyktafonem. Myślę też o skardze,gdy dziadek opuści szpital. Zwłaszcza, że oprócz tego typu niegrzecznych zachowań, dziadek spotkał się z niekompetencją. Dostał inny lek niż przepisany, na szczęście sam się zorientował, że inaczej wygląda. Gdy poszedł to zgłosić powiedziano mu że to jest zamiennik. Ciekawe tylko, że sam musiał przynieść wcześniej własne leki, bo szpital takich ja dziadek bierze nie ma. Zastanawiam się tylko gdzie powinnam tą sprawę zgłosić i w jaki sposób to załatwić.


wtorek, 27 listopada 2012

coraz bliżej święta:)

Chociaż jeszcze wciąż listopad ja już mocno zaczynam się zastanawiać nad prezentami i... robi mi się lekko gorąco:) Obliczyłam, że musimy kupić 14 prezentów! nie licząc męża i córci. Co roku w rodzinie przybywa członków- mężowie, żony i dzieci mojego rodzeństwa i kuzynów. Fakt jest nas więcej, a więc weselej ale na     takie święta potrzeba chyba dodatkowej wypłaty ! Dzwoniła do mnie dziś kuzynka i pyta się co chcę dla małej, więc ja oczywiście, że jakiś drobiazg, a ona mi przedstawia zabawki za co najmniej stówkę. Miło, tylko, że dla ich córci musimy się zrewanżować, a mój M. ma jeszcze dwie chrześniaczki, siostrzenicę i dwóch siostrzeńców:) Nie wiem kiedy rodzina tak nam się rozrosła. Fakt, że święta są u nas wyjątkowe, jest dużo ludzi, dzieci, ogromna choinka, a prezenty wprost kipią spod drzewka. Nastrój  cudowny i czeka się na te chwile cały rok!
Amelka już zupełnie zdrowa, dopiero teraz widzę jaka była w chorobie zmieniona i smutna, teraz ją roznosi- biega, śpiewa i bawi się na całego. Oczywiście wróciłyśmy do codziennych spacerów, odkryłam dzisiaj, że na osiedlu otworzyli komis dziecięcy w miejsce dawnego butiku. Mam trochę mieszane uczucia do kupowania w takich miejscach, Amelka owszem nosi używane, po dzieciakach koleżanek ale jeszcze w lumpkach nic nie kupowałam. Muszę powiedzieć, że byłam mile zaskoczona, wszystkie rzeczy wyprane, wyprasowane, elegancko na wieszaczkach. I jest w czym wybierać, wiele rzeczy wygląda prawie jak nowe i do tego dobrych marek. Na dobry początek kupiłyśmy spodenki ocieplane za 12 zł:) Ze spaceru wracałyśmy dziś autobusem tak się zapędziłyśmy:) Powiem Wam, że masakra, wózek, zakupy i autobus:) Jechałyśmy na gapę, bo nie wiem jak w takiej sytuacji kupić bilet u kierowcy. Amelka za to zachwycona, całą drogę wołała tidiit:)




sobota, 24 listopada 2012

zakupy i relacje dziadkowie- wnuki

Wczoraj postanowiłam wyrwać się trochę z domku i wybrałam się z koleżankami na zakupy. Mój M. stanął na wysokości zadania i powiedział, że o nic mam się nie martwić. Cudny wieczór, co prawda kupiłam tylko kilka gumek i czapkę dla małej, ale kawka i pogaduchy z dziewczynami bezcenne:) Z wiekiem, z dziewczynami coraz więcej nas dzieli, inne doświadczenia życiowe inne ambicje i plany. Ja jedyna z naszej trójeczki mężata i dzieciata. Często ciężko mi zrozumieć ich decyzje i postępowanie ale wciąż po spotkaniach czuję się taka bardziej "swoja własna":) Jakoś taka dowartościowana i ważna:) Naprawdę zawsze mnie wspierają i mam nadzieję, że ode mnie otrzymują to samo.
Dzisiaj niestety dzień nie był tak udany, M. cały dzień w pracy:((. My z Amelką w domku i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że ominęło mnie spotkanie z moją kuzynką:( Następna okazja dopiero po nowym roku. Prosiłam moją mamę kilka dni temu aby zajęła się na 2 godzinki Amelką w sobotę. Miała oddzwonić w piątek, nie zadzwoniła, dziś ja zadzwoniłam a mama odmówiła. Wiem, że to rodzice są od wychowywania, a dziadkowie nie mają obowiązku zajmować się wnukami ale...Naprawdę nie nadużywam ich dobrej woli, ostatnio mała  zostawała u nich w październiku. Najbardziej mnie wkurza to, że jakby posłuchać tego co mówi to można odnieść wrażenie, że siedzą z Amelką w każdy weekend. Tymczasem wizyty ograniczają się do niezapowiedzianych półgodzinnych odwiedzin raz na 1, 2 tyg . Chyba, że ja do nich przyjadę z Małą. Na razie postanowiłam, że nie będę więcej prosić, jeśli im nie zależy i mają tyle ważniejszych spraw to ich wybór. Mój M. nawet tego nie komentował, stwierdził, że już dawno to zauważył, ale nie chciał mnie nakręcać, bo to moi rodzice.
Troszkę się wygadałam, bo choć wiem, że rodzice już swój obowiązek wykonali, wychowali mnie i moje rodzeństwo to jakoś tak przykro. 
A z przyjemnych rzeczy to nareszcie mogłyśmy wyjść troszkę na spacerek i Amelka zachwycona, a jak zobaczyła kota sąsiadów to już w ogóle pełnia szczęścia. Jeszcze długo po powrocie do domu biegła do okna i wołała "cici, cici"

CZAPKA H&M USZATKA Hello Kitty PLUS RĘKAWICZKI

piątek, 23 listopada 2012

Jedzenie malucha

Większość mam martwi się, że ich maluchy za mało jedzą i cały czas za nimi biegają z łyżeczką:) Szukają ulubionych smaków i potraw. Moja Amelka i w tym przypadku lubi się wyróżniać. Jest strasznym łakomczuchem, uwielbia podjadać a już szczególnie z naszego talerza.
Nigdy nie należała do drobinek- przy urodzeniu ważyła ponad 4 kg! A teraz już 11, 3 przy wzroście 81 cm. Tak się czasem zastanawiam czy to nie za dużo troszkę. Nie wygląda na grubaska, nieskromnie powiem, że jest naprawdę bardzo ładna. Ale nie chciałabym aby kiedyś miała do mnie pretensje, że przeze mnie nie ma w co się ubrać. Ja całe życie byłam strasznym chudzielcem, jadłam co chciałam a waga stała więc genetycznie raczej nie ma skłonności.
Czasem muszę wręcz chować ze stołu, bo mała wyciąga rączki i woła mniam:)
Z jednej strony cieszę się, że nie mam kłopotu z karmieniem z drugiej strony, chyba jeszcze nie słyszałam aby mamy nie skarżyły się, że ich maluch za mało je więc trochę mnie to zastanawia skąd u niej taki apetyt.
Z choroby powoli wychodzimy, choć wciąż jeszcze kaszle i siedzimy cały czas w domku. Czego obie mamy serdecznie dość. Amelka często wkłada czapkę, i woła "pa, pa, Amelka dada".
Zaczęłam też bardzo niepedagogicznie i niewychowawczo włączać jej baję- teletubisie. Siedzi ten mój wierciuch jak zaczarowany! Rozmawia z teletubisiami z komputera, macha im, w ogóle odrywa się od rzeczywistości:) Troszkę mam wyrzuty sumienia ale mam choć 5 minut dla siebie:)

środa, 21 listopada 2012

niedoceniona

Mój mąż i obowiązki domowe to temat bardzo skomplikowany, tak jak skomplikowane jest równouprawnienie i podział ról. Muszę trochę ponarzekać, ale odkąd urodziła się Mała jestem jedyną osobą od sprzątania gotowania i podobnie miłych zajęć. Mój powrót do pracy specjalnie niczego nie zmienił w tej kwestii. Pracuje w niepełnym wymiarze, więc powiedzmy, że tak jest sprawiedliwie...Ale dziś zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy po powrocie z pracy, zaczął mi wypominać jak mi to dobrze. On się musi stresować, ciężko pracować, utrzymanie domu ma na głowie, a mi to tak dobrze i sielsko. Siedzę sobie w domu na zwolnieniu, a jeśli nawet pracuje to więcej kawki pije. Ciśnienie mi troszkę skoczyło, ale jak zaczął mi wypominać, że za mało się staram i słabo zarabiam to nie wytrzymałam. 
Przed ciążą pracowałam w kilku miejscach, rozwijałam się i naprawdę nieźle zarabiałam, ale wspólnie ustaliliśmy, że dziecko jest priorytetem i zrezygnuje z części obowiązków zawodowych na rzecz domowych.
Kurczę  naprawdę chciałabym, żeby szanowny mąż posiedział w domu 3 dni z dzieckiem, myślę, że szybko zmieniłby zdanie.
Nie ukrywam, że też wolałabym  lepiej zarabiać, ale realia są jakie są.
Niech już ta Amelka zdrowieje, bo to siedzenie w domu chyba nikomu nie służy. 
Byle do soboty, przyjeżdża moja ukochana kuzynka i jeśli z Amelka wydobrzeje do tego czasu, to wybywam na pogaduchy:) 

wtorek, 20 listopada 2012

A u nas smutnawo niestety, choróbska Amelki zamiast się wycofywać to wręcz przeciwnie, gorączka coraz wyższa, a do kataru doszedł kaszel. Musimy siedzieć w domu , ani spacerku ani odwiedzin:( Mam zwolnienie do końca tygodnia, bo przecież nie zostawię chorej, rozgrymaszonej małej z babcią. Niestety w pracy tego nie rozumieją, dzwonili dziś żebym wracała, bo koleżanka też na zwolnieniu a jej dzieci żłobkowe. I bądź tu człowieku mądry:( W pracy zamartwiaj się o dziecko, a w domu myśl co cię czeka po powrocie. Na razie powiedziałam, że nie ma opcji, Amelka jeśli nie śpi to jest u mnie na rękach właściwie 24 na 24. Czy już mówiłam, że nie znoszę chorób u mojej córci.
Żeby nie było tak pesymistycznie to trochę się pochwalę:) Amelka robi się z dnia na dzień coraz mądrzejsza. Może mi się wydaje, ale ma bardzo szeroki zasób słownictwa jak na niespełna półtoraroczną dziewczynkę. Na pytanie gdzie idziesz odpowiedziała wyraźnie "bawić się", a przy oglądaniu książeczki z wierszykiem o murzynku krzyknęła "bambu łobuziu" bambo łobuzie:). Amelka cały czas korzysta ze smoczka- niestety, a teraz gdy jest chora prawie się z nim nie rozstaje, kładę ją spać i mówię Amelko nie ma smoka, zgubił się a córcia wykrzykuje "Oooo nie, ooo nie"- na szczęście się znalazł.
A teraz sobie maluszek śpi ale znów niespokojnie i z pobudkami a ja trochę się martwię, bo lekarka osłuchując powiedziała coś o szmerach w serduszku do sprawdzenia:(

poniedziałek, 19 listopada 2012

chora:(

Od czerwca był spokój ale w końcu nas dopadło:(( Amelka przeziębiona-  z nosa jej się leje, kaszle a w nocy stan podgorączkowy. Katar oznacza u nas milion pobudek w nocy, niewyspanie a co za tym idzie marudzenie w ciągu dnia. Niestety ja też nie czuje się najlepiej i obie siedzimy dzisiaj w domu:(
Co nas tak załatwiło, chyba wczorajsze urodzinki w centrum zabaw. Amelka była zaproszona do kuzynki, która kończyła 5 lat. Pierwszy raz byłyśmy z mała w takim miejscu i muszę przyznać, że zabawa super. Amelka co prawda raczej nie bawiła się z 5 latkami ale szalała w ogródku malucha- w kulkach, na zjeżdżalniach i bujaczkach. W ogóle się nie bała, czasami wręcz zapominała o naszej obecności i biegła do innych dzieci.
Ponieważ Amelka na co dzień nie ma zbyt wiele kontaktu z dziećmi, gdy ja jestem w pracy zajmuje się nią babcia, to niewiele trzeba by coś podłapała:(

niedziela, 18 listopada 2012

Babski wieczór i romanse:)

Spotkanie w większym babskim gronie to to, czego mi było potrzeba:) Ostatnio praca i dom tak mnie pochłonęły, że ani sama, ani z mężem właściwie nigdzie nie wychodzimy. Często po prostu mi się nie chce, bo wiem, że jak zarwę noc to potem nie pośpie do 12, tylko jak zwykle pobudka o 7! Ale dziś nie żałuje, może alkoholu było ciut za dużo:) bo każda coś przyniosła i nalewka "własnej roboty" to był przysłowiowy gwóźdż do trumny:) Ale żyje i mam się dobrze.
Trochę było śmiechu i wygłupów, a trochę poważnych rozmów. Dowiedziałam się, że koleżanka, która przez przypadek wdała się w romans z żonatym, zamierza tę znajomość kontynuować. Jakoś do mnie nie dochodzi, że którąś z naszego grona spotkało coś takiego. Mam jeszcze w pamięci nasze rozmowy z czasów licealnych kiedy nasze zasady były skrystalizowane, a facet zajęty był po prostu niedostępny. Ok wiem, że nie znam ani doktorka, ani jego żony i nie wiem jak wygląda ich małżeństwo, może się rozsypuje, ale jakoś bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że facet po prostu szuka przygody i odskoczni. Może się mylę, ale wydaje mi się, że D. będzie cierpieć jako ta druga. Może jestem pesymistką ale wątpię żeby nagle rzucił dom, żonę i dziecko dla dziewczyny, której  właściwie nie zna.  Zresztą uważam, że nawet jeśli w małżeństwie dzieje się coś źle, to nikt trzeci nie jest potrzebny:(
Kurcze, takie spotkania uświadamiają mi jak ludzie się zmieniają, z D. znamy się 20 lat. Prawie jak siostra, a rozmawiając z nią mam wrażenie, że jej wcale nie znam.
Takie jakieś pesymistyczne zakończenie  wyszło, a był naprawdę udany wieczór i noc, zdecydowanie życzę sobie takich więcej!

środa, 14 listopada 2012

Jak to u mnie było- poród

Ostatnie wydarzenia skłoniły mnie do wielu przemyśleń i wspomnień, dotyczących końca ciąży i porodu.
Moja ciąża przebiegała książkowo, do końca dobrze się czułam i byłam bardzo sprawna. I choć przez większość czasu byłam zdecydowana na cc, ostatecznie namawiana przez lekarzy, że jest to lepsze i dla mnie i dla dziecka, zdecydowałam się na poród siłami natury. Mój lekarz prowadzący śmiał się czasem, że w tej życiowej sytuacji nie można zaplanować scenariusza, i że trzeba zaufać  położnikowi, bo ten rozezna sytuacje i podejmie właściwe decyzje. Dziś wiem,  że niestety nie zawsze można zaufać, bo wielu lekarzy jest niekompetentnych, woli poświęcić dobro pacjenta niż przyznać się do niewiedzy.
Z racji zawodu, często rozmawiałam z rodzicami niepełnosprawnych dzieci i  wiele mam, twierdziło, że gdyby w porę zrobić cesarkę, ich dziecko byłoby zdrowe! Dlatego nie chciałam ryzykować.
Rano w dniu porodu byłam u lekarza, który po badaniu stwierdził, że jeszcze nie ma żadnych symptomów porodu i za kilka dni mam zgłosić się na wywołanie:) Wszystko działo się pierwszy raz. Jakoś inaczej myslałam, że będzie to wyglądać, dodatkowo tak zasugerowałam się diagnozą lekarza, że mały włos a przegapiłabym, że to już:)
Zadzwoniła do mnie mama,  powiedziałam jej, że coś tam "leci" ale na pewno nie wody płodowe, bo za słabo, mało a poza tym nic nie boli:) Mama przerażona, że to już! Budzę męża i w drogę, czułam się trochę jakbym jechała na jakiś ważny egzamin, taki stres, bez żadnej paniki. Myślałam o tym, że rano będę mogła już tulić moją córeczkę:)
Niestety poród daleki był od idealnego, nie mówię tu wcale o bólu, tego się przecież spodziewałam (chociaż był potworny). nie mówię o braku intymności, że coraz to inne osoby wchodziły sobie, jak gdyby nigdy nic, nawet nie chodzi mi o trzy oksytocyny. Poród nie postępował, słyszałam jak profesor, który wpadł gościnnie powiedział do lekarki położnej- trzeba będzie ciąć. Po czym po chwili lekarka wróciła z uśmiechem, że profesor to "wszystkie by ciął a ja dam radę, przecież dziecko nie jest duże!!" Owszem gdy już nie było odwrotu, dziecko zostało wyciśnięte! Sine i wymęczone! Położono mi je dosłownie na sekundę a potem zabrano!
Najstraszniejsze chwile w moim życiu, tego nie da się opisać, byłam na skraju histerii, wtedy łaskawie położna powiedziała mi, że wszystko jest świetnie! Lekarka, która mnie zszywała na nasze pytania powiedziała obcesowo- to jest poród proszę pani!
 Lekarka i położna uważały, że świetnie się spisały-  a córcia zamiast z mamą była w inkubatorze!!
Półprzytomna, mimo zakazów, pojechałam z mężem ją zobaczyć- była taka śliczna i słodka. Machała rączkami i nóżkami. Miała takie ciemne włoski, i wyglądała od razu jak bobasek. Taka śliczna pulchna dzidzia. Miłość od pierwszego wejrzenia, taka ogromna fala nie do opisania. Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że tak  może być. Następnego dnia rano, przynieśli mi ją do sali - czułam się szczęśliwa. Nie chciałam żadnych odwiedzin- tylko My z mężem i Amelka.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Czasem wspominam czas spędzony w szpitalu po urodzeniu Małej, i są to chyba najgorsze wspomnienia jakie mam. Poczucie bezsilności zdania na łaskę i niełaskę lekarzy. Wielki strach, brak informacji albo sprzeczne. Jeszcze długo po powrocie do domu budziłam się w nocy i przypominałam sobie krok po kroku co się tam wydarzyło.
U mnie na szczęście wszystko skończyło się dobrze ale bywa inaczej...I to jest tak strasznie niesprawiedliwe, nielogiczne, niezgodne z rytmem natury. Co można powiedzieć w takiej chwili. Ja nie wiem, po prostu nie wiem, mogę sobie tylko wyobrażać co czuje wtedy Matka.
Niektórzy ludzie nie chcą mieć dzieci, nie kochają ich i nie dbają, a mimo to rodzą im się, inni czekają cieszą się każdą chwilą a Bóg im je odbiera. Nie rozumiem tego, to jest kompletnie bez sensu.

niedziela, 11 listopada 2012

Basen

Korzystając z wolnego zabraliśmy  Amelkę na basen do Aqua parku, zastanawiałam się czy nie jest jeszcze za mała, ale okazało się,że była zachwycona i totalnie nie chciała wychodzić z wody! Była zainteresowana dosłownie wszystkim dziećmi, zjeżdżalniami no i wodą oczywiście. Zwykle gdy Amelka kąpie się w wannie jak tylko troszkę wody dostanie się do oczek natychmiast chce wychodzić a tutaj?
Wpadała ze zjeżdzalni prosto do wody i chociaż M ją łapał często się zanurzała, a i tak krzyczała "jesce". Odmówiła nałożenia pływaczek i sama chodziła po dnie od jednej atrakcji do drugiej.
Co ciekawe wcale nie była najmłodszą użytkowniczką brodzika, bo były tam dzieci nawet półroczne. Troche mnie to dziwi, chociaż wiem, że są szkółki dla niemowląt, to jednak woda była niezbyt ciepła dodatkowo hałas i pełno dzieci.
Po takich atrakcjach zjadła obiadek 250 i 2 wafelki ryżowe, a potem jeszcze od nas kawałek kanapki (naprawdę nie wiem gdzie ona to wszystko mieści:)) Zasnęłą w foteliku, bez problemu dała się przenieść do łóżeczka i spała ponad 2 godziny! Muszę powiedzieć, że my też dobrze się bawiliśmy, bardzo polecam. Jedyny minus to cena:(( Z przebieraniem byliśmy troszkę ponad godzinę i zapłaciliśmy 50 zł, a przecież Amelka na razie wchodzi za darmo...

sobota, 10 listopada 2012

pracująca mama

Ktoś mi chyba podmienił córcię:), moja grzeczna dotąd dziewczynka zmieniła się w bardzo charakterną. Na wszystko ma własne zdanie. Nie wiem czy to już bunt dwulatka czy co, ale ciągle słyszę nie i nie chcę! Na początku śmialiśmy się z mężem kiedy Amelka na -chodź tu- poważnie odpowiadała "nie" a gdzie idziesz? "tiam"(i pokazuje rączką w stronę przeciwną), ale mniej jest zabawnie jak na podwórku ściąga czapkę i krzyczy "nie cem" i urządza krzyki.
Często czytam na blogach, że młode mamy bardzo chcą wrócić/ znaleźć pracę, powiem wam, że ja tak nie mam. Być może jak to się mówi "mleko zalewa mózg" :)ale gdybym miała możliwości chętnie zostałabym z małą do 3 roku. Przed ciążą nie wyobrażałam sobie życia bez pracy, uważałam, że człowiek w domu gnuśnieje i nie rozwija się a poza tym po prostu się nudzi. Faktycznie miałam taki kryzys w ciąży gdy nie pracowałam. Mając jednak małe dziecko jest tyle obowiązków ale i radości, że dni mijają szybko a życie daje mnóstwo satysfakcji. Początkowo planowałam powrót do pracy po ciąży, ale gdy Amelka miała 6 miesięcy po prostu nie wyobrażałam sobie żeby ją zostawić, wróciłam gdy Amelka miała rok i dwa miesiące i szczerze mówiąc to dla mnie za wcześnie. Niby to już taki rezolutny maluch, ale czuję, że dużo tracę i nie zawsze mogę kontrolować jej wychowywanie, bo po prostu przy niej mnie nie ma!
Może nawet dalibyśmy radę finansowo ale dla mojego M. to było zbyt wielki stres, że cały dom, kredyt na jego głowie a rynek niepewny. Co prawda po moim powrocie do pracy zaczął w drugą stronę- że zarobki małe a w domu nie wszystko zrobione i po jego powrocie żona nie czeka z obiadkiem:)
Owszem praca daje mi satysfakcje i lubię ją, ale jeszcze większą dla mnie satysfakcją jest być dumną mamą, kiedy moja córcia jest z dnia na dzień coraz mądrzejsza i coraz więcej potrafi.
Wydaje mi się, że w ten sposób właśnie się spełniam- przynajmniej w tym momencie, a praca jest tylko dodatkiem:)

czwartek, 8 listopada 2012

jestem wstrząśnięta

Przeżyłam dzisiaj mały wstrząs, a to za sprawą telefonu od mojej koleżanki. Prawdę mówiąc myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w kinach.I jestem po prostu zbulwersowana.
D. od wielu lat jest singielką, jakoś nie miała powodzeniu wśród płci przeciwnej i właściwie nigdy nie miała nikogo na poważnie. Całkiem przypadkowo będąc z siostrą- lekarką na jakimś zjeździe lekarzy, poznała młodego lekarza. Facet po prostu idealny- koło trzydziestki, z pracą, dobrym zawodem, obyty w świecie znający języki. Spędzili ze sobą dwa cudowne, romantyczne wieczory, D. wróciła absolutnie zauroczona, twierdziła, że to przeznaczenie, że właśnie na niego czekała. Tajemniczy doktorek codziennie przysyłał jej listy, miałam nawet okazje czytać co niektóre i były przepiękne- pełne zachwytów nad jej urodą, przeplatane łacińskimi cytatami i nawiązaniami do literatury. Nawet przyszło mi kiedyś na myśl, że mój M. raczej nie byłby zdolny stworzyć czegoś takiego. No cóż doktorek był erudytą.
Poza bardzo intensywną korespondencją, doktorek przyjechał kilka razy do naszego miasta podczas kilkumiesięcznej znajomości.
 D. do siebie nie zapraszał, jakoś nie było okazji. D. kwitła, jej mama, która martwiła się, że córka wciąż nie ułożyła sobie życia też była szczęśliwa, wręcz dumna, że takiego wspaniałego będzie miała zięcia.
Wszystko było pięknie, dopóki siostra D. przez przypadek nie pochwaliła się powodzeniem swojej siostry znajomej. Ta zdziwiona, powiedziała, że zna dobrze jego żonę!! Kiedy D. się dowiedziała natychmiast do niego zadzwoniła, spytany, przyznał się, że ma żonę i dziecko.
A ja mam chyba intuicje, bo mi od początku coś nie grało, ale nie chciałam być tą złą co burzy koleżance szczęście:(
Kurcze dla mnie to jest niepojęte jak można być takim gnojkiem, oszukać dziewczynę i własną żonę.
D. jest tak zakręcona, że nie dociera to do niej co się wydarzyło, zamierza do niego jechać, ale dla mnie to chyba nie najlepszy pomysł...

środa, 7 listopada 2012

Prawdziwi Przyjaciele

Prawdziwy przyjaciel/e to gatunek rzadko spotykany, wręcz na wyginięciu. Owszem sporo jest osób podszywających się, ale dopiero życiowe zakręty lub po prostu zmiany weryfikują tych prawdziwych i podszywających się jedynie. U nas taką zmianą było pojawienie się malucha.
Jedna z koleżanek otwarcie powiedziała, że ona jest jeszcze na innym etapie, a dzieci ją przerażają:)!
Z innymi osobami było mniej zabawnie- urodziny mojego M. zaproszone kilka par zaprzyjaźnionych od wielu lat,  zaczyna się impreza, na której  jest nasz córcia, gadamy, śmiejemy się jest sympatycznie do momentu gdy po położeniu małej spać wracam do gości a tu foch, bo jak śmiałam ich zostawić i sobie pójść. Nieważne, że kładłam małą spać, "koleżanka" zwinęłą się razem z mężem(który nas przepraszał i było mu głupio) przed 20:( W taki sposób pani B rozwaliła nam imprezę, a M. był strasznie zawiedziony:(
Jakiś czas potem tak całkiem spontanicznie zaprosiliśmy innych znajomych, tak żeby wpadli pogadać, napić się winka. Przezornie, mieli przyjść na 20, kiedy mała już śpi ;)Chwile przed, dzwonią, że no niestety nie mogą wpaść, bo K strasznie źle się czuje a B. jej samej nie zostawi. Ok, trudno. kilka dni później na fejsie zdjęcie z imprezy w klubie i rozbawieni państwo K. i B. Rozumiem, że impreza w klubie może być atrakcyjniejsza, ale chyba przyjaciół się nie okłamuje i nie wystawia do wiatru z byle powodu. Cieszę się tylko, że w takiej błahej sytuacji się na nich poznaliśmy, gorzej gdybyśmy naprawdę potrzebowali wsparcia i pomoc.
Żeby nie było tak pesymistycznie, dodam, że na szczęście zostali wokół nas ludzie, dla których liczy się coś więcej niż imprezy, na których można liczyć w każdej sytuacji.

wtorek, 6 listopada 2012

9 miesięcy

Ciąża to stan błogosławiony, a więc pełen spokoju, miłości i tolerancji, niestety nie u mnie. Kiedy przeszłam na zwolnienie doba wyciągnęła mi się niesamowicie, dni, które zwykle mijały w szalonym pędzie na pracy, obowiązkach domowych, spotkaniach towarzyskich stały się puste. Mąż cały dzień w pracy i mnóstwo czasu na myślenie i zastanawianie się nad wszystkim. Nie wiem czy coś takiego istnieje ale chyba przeszłam coś na kształt depresji ciążowej. Owszem były momenty kiedy cieszyłam się ogromnie i nie mogłam doczekać się już córeczki ale też wciąż bałam się, że coś pójdzie nie tak.
Prawdę mówiąc nie wiem jak mój M. ze mną wytrzymywał w tamtym czasie- kapryśna, zapłakana, pełna pretensji i żalów. Fizycznie o dziwo czułam się świetnie, wyniki w normie, żadnych bólów pleców, nawet mdłości nie miałam.
Kiedy przypominam sobie tamten okres to tak jakbym mówiła nie o sobie, nie wiem czy to hormony czy okres przejścia z bycia dzieckiem do posiadania dziecka, a więc pożegnanie się ze swoim egoizmem.
Przełomem stało się dla mnie poznanie innych dziewczyn w ciąży na zajęciach fitnes dla kobiet w ciąży. Moje "stare ",bezdzietne koleżanki nie rozumiały moich rozterek i wątpliwości. Mąż też nie mógł zrozumieć, że jak to? sama chciałam a teraz narzekam. Trzy razy w tygodniu ćwiczyłyśmy a potem szłyśmy na kawę i ploty, fajnie spędzony czas i do tego grupa terapeutyczna!:)
Często w tym kiepskim okresie miałam straszne poczucie winy, wiedziałam, że powinnam się cieszyć i dumnie wypinać brzuszek, tymczasem zastanawiałam się czy to oby na pewno słuszna decyzja, czy nie warto było jeszcze poczekać. Budujące dla mnie było, że wbrew pozorom nie tylko ja tak mam, że wiele młodych mam choć szczęśliwa, jest pełna obaw.
Wydaje mi się, że mówienie o takich rozterkach jest mało popularne a wręcz nie powinno się do takich rzeczy przyznawać. Ale życie jest bardziej skomplikowane i nie da wpisać się go w utarte schematy.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jak zostałam mamą

Chyba nigdy nie jest dobry moment na to by zdecydować się na dziecko, najpierw nie- bo nauka, potem nie,bo pierwsza praca, brak umowy na  stałe, brak własnego mieszkania, za mało pieniędzy- przeszkód może być tysiące, po prostu trzeba być zdecydowanym i dążyć do celu. Niestety ja taka osobą nie jestem, często targają mną sprzeczne pragnienia.
Amelka nie była jednak wpadką, po prostu któregoś dnia poczułam, że to ten moment i ...nie było już odwrotu...W międzyczasie wynikło wiele rzeczy w moim życiu i ciąża nie bardzo była mi po drodze. Dwie kreski na teście i wielka radość!!a potem płacz, bo co to teraz będzie... jak damy sobie radę.
Bałam się, choć trochę podświadomie jak zareaguje rodzina i przyjaciele. Wyłamaliśmy się w końcu, zamiast piąć się po szczeblach karirey, robić niezliczone kursy i szkolenia, zaliczać kolejne wycieczki zagraniczne postanowiliśmy zakopać się w domowych pieleszach.
W tym czasie jedna koleżanka starała się o dziecko i wciąż im się nie udawało, więc po prostu nie mogłam uwierzyć, że u nas tak za pierwszym razem złoty strzał. Mój M. cieszył się bardzo  choć trochę żałował, że już za nami beztroska młodości i wielkie zmiany w życiu.
Rodzice i rodzeństwo stanęli na wysokości zadania- dostałam od nich ogromne wsparcie duchowe i materialne:)
Ponieważ nie miałam jeszcze umowy na stałe bardzo bałam się reakcji w pracy, jak chyba każdy wie w dzisiejszych czasach o pracę nie jest łatwo zwłaszcza w zawodzie.
Trochę podbudowana po rozmowie z mamą, że przecież nikogo w ten sposób nie oszukuję i nie krzywdzę poszłam na rozmowę z dyrektorką i wyszłam z płaczem. Przemiła pańcia powiedziała mi, że się na mnie zawiodła,a ja jestem nieodpowiedzialna, bo teraz dzieci zostaną bez nauczycielki i w ogóle zmarnowałam im przyszłość, potem powiedziała jeszcze, że w sumie to niewielka strata, bo i tak się słabo nadawałam i do tego byłam nie sumienna itd.
Na kolejną rozmowę (pracowałam wtedy w 2 miejscach) poszłam na miękkich nogach, wiem, że dla czytających wydam się niemożliwie głupia, zamiast cieszyć się dzieckiem ja płaczę za jakąś pracą ale wtedy chyba byłam podatna na wpływy, bo naprawdę czułam się winna i że zwiodłam. O dziwo spotkało mnie zupełnie inne przyjęcie pani dyr. pogratulowała mi i spytała ja widzę naszą współpracę, kiedy chciałabym pójść na zwolnienie i orientacyjnie ile czasu będę na macierzyńskim. Kazała się o nic nie martwić, bo dziecko jest najważniejsze, a czas spędzony z mamą jest nie do przecenienia:)
Ależ się rozpisałam, chociaż tylko wracam do wspomnień to kiedy to piszę przypominają mi się wszystkie uczucia i rozterki... cdn

początki


Zawsze lubiłam czytać blogi ale jakoś nigdy nie mogłam zdecydować się na własny i w końcu go mam!!
Kim jestem- chyba głównie mamą, ale też żoną, pracownikiem, koleżanką, szczęśliwą kobietą choć jeszcze nie spełnioną- pełną planów i marzeń.
Chciałabym zapisać chwile, które uciekają tak szybko- zbyt szybko, a pamięć jest bardzo ulotna, już teraz nie pamiętam wielu rzeczy z okresu kiedy moja córeczka była maleńka choć wtedy wydawało mi się, że takich chwil się nie zapomina...