wtorek, 27 listopada 2012

coraz bliżej święta:)

Chociaż jeszcze wciąż listopad ja już mocno zaczynam się zastanawiać nad prezentami i... robi mi się lekko gorąco:) Obliczyłam, że musimy kupić 14 prezentów! nie licząc męża i córci. Co roku w rodzinie przybywa członków- mężowie, żony i dzieci mojego rodzeństwa i kuzynów. Fakt jest nas więcej, a więc weselej ale na     takie święta potrzeba chyba dodatkowej wypłaty ! Dzwoniła do mnie dziś kuzynka i pyta się co chcę dla małej, więc ja oczywiście, że jakiś drobiazg, a ona mi przedstawia zabawki za co najmniej stówkę. Miło, tylko, że dla ich córci musimy się zrewanżować, a mój M. ma jeszcze dwie chrześniaczki, siostrzenicę i dwóch siostrzeńców:) Nie wiem kiedy rodzina tak nam się rozrosła. Fakt, że święta są u nas wyjątkowe, jest dużo ludzi, dzieci, ogromna choinka, a prezenty wprost kipią spod drzewka. Nastrój  cudowny i czeka się na te chwile cały rok!
Amelka już zupełnie zdrowa, dopiero teraz widzę jaka była w chorobie zmieniona i smutna, teraz ją roznosi- biega, śpiewa i bawi się na całego. Oczywiście wróciłyśmy do codziennych spacerów, odkryłam dzisiaj, że na osiedlu otworzyli komis dziecięcy w miejsce dawnego butiku. Mam trochę mieszane uczucia do kupowania w takich miejscach, Amelka owszem nosi używane, po dzieciakach koleżanek ale jeszcze w lumpkach nic nie kupowałam. Muszę powiedzieć, że byłam mile zaskoczona, wszystkie rzeczy wyprane, wyprasowane, elegancko na wieszaczkach. I jest w czym wybierać, wiele rzeczy wygląda prawie jak nowe i do tego dobrych marek. Na dobry początek kupiłyśmy spodenki ocieplane za 12 zł:) Ze spaceru wracałyśmy dziś autobusem tak się zapędziłyśmy:) Powiem Wam, że masakra, wózek, zakupy i autobus:) Jechałyśmy na gapę, bo nie wiem jak w takiej sytuacji kupić bilet u kierowcy. Amelka za to zachwycona, całą drogę wołała tidiit:)




sobota, 24 listopada 2012

zakupy i relacje dziadkowie- wnuki

Wczoraj postanowiłam wyrwać się trochę z domku i wybrałam się z koleżankami na zakupy. Mój M. stanął na wysokości zadania i powiedział, że o nic mam się nie martwić. Cudny wieczór, co prawda kupiłam tylko kilka gumek i czapkę dla małej, ale kawka i pogaduchy z dziewczynami bezcenne:) Z wiekiem, z dziewczynami coraz więcej nas dzieli, inne doświadczenia życiowe inne ambicje i plany. Ja jedyna z naszej trójeczki mężata i dzieciata. Często ciężko mi zrozumieć ich decyzje i postępowanie ale wciąż po spotkaniach czuję się taka bardziej "swoja własna":) Jakoś taka dowartościowana i ważna:) Naprawdę zawsze mnie wspierają i mam nadzieję, że ode mnie otrzymują to samo.
Dzisiaj niestety dzień nie był tak udany, M. cały dzień w pracy:((. My z Amelką w domku i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że ominęło mnie spotkanie z moją kuzynką:( Następna okazja dopiero po nowym roku. Prosiłam moją mamę kilka dni temu aby zajęła się na 2 godzinki Amelką w sobotę. Miała oddzwonić w piątek, nie zadzwoniła, dziś ja zadzwoniłam a mama odmówiła. Wiem, że to rodzice są od wychowywania, a dziadkowie nie mają obowiązku zajmować się wnukami ale...Naprawdę nie nadużywam ich dobrej woli, ostatnio mała  zostawała u nich w październiku. Najbardziej mnie wkurza to, że jakby posłuchać tego co mówi to można odnieść wrażenie, że siedzą z Amelką w każdy weekend. Tymczasem wizyty ograniczają się do niezapowiedzianych półgodzinnych odwiedzin raz na 1, 2 tyg . Chyba, że ja do nich przyjadę z Małą. Na razie postanowiłam, że nie będę więcej prosić, jeśli im nie zależy i mają tyle ważniejszych spraw to ich wybór. Mój M. nawet tego nie komentował, stwierdził, że już dawno to zauważył, ale nie chciał mnie nakręcać, bo to moi rodzice.
Troszkę się wygadałam, bo choć wiem, że rodzice już swój obowiązek wykonali, wychowali mnie i moje rodzeństwo to jakoś tak przykro. 
A z przyjemnych rzeczy to nareszcie mogłyśmy wyjść troszkę na spacerek i Amelka zachwycona, a jak zobaczyła kota sąsiadów to już w ogóle pełnia szczęścia. Jeszcze długo po powrocie do domu biegła do okna i wołała "cici, cici"

CZAPKA H&M USZATKA Hello Kitty PLUS RĘKAWICZKI

piątek, 23 listopada 2012

Jedzenie malucha

Większość mam martwi się, że ich maluchy za mało jedzą i cały czas za nimi biegają z łyżeczką:) Szukają ulubionych smaków i potraw. Moja Amelka i w tym przypadku lubi się wyróżniać. Jest strasznym łakomczuchem, uwielbia podjadać a już szczególnie z naszego talerza.
Nigdy nie należała do drobinek- przy urodzeniu ważyła ponad 4 kg! A teraz już 11, 3 przy wzroście 81 cm. Tak się czasem zastanawiam czy to nie za dużo troszkę. Nie wygląda na grubaska, nieskromnie powiem, że jest naprawdę bardzo ładna. Ale nie chciałabym aby kiedyś miała do mnie pretensje, że przeze mnie nie ma w co się ubrać. Ja całe życie byłam strasznym chudzielcem, jadłam co chciałam a waga stała więc genetycznie raczej nie ma skłonności.
Czasem muszę wręcz chować ze stołu, bo mała wyciąga rączki i woła mniam:)
Z jednej strony cieszę się, że nie mam kłopotu z karmieniem z drugiej strony, chyba jeszcze nie słyszałam aby mamy nie skarżyły się, że ich maluch za mało je więc trochę mnie to zastanawia skąd u niej taki apetyt.
Z choroby powoli wychodzimy, choć wciąż jeszcze kaszle i siedzimy cały czas w domku. Czego obie mamy serdecznie dość. Amelka często wkłada czapkę, i woła "pa, pa, Amelka dada".
Zaczęłam też bardzo niepedagogicznie i niewychowawczo włączać jej baję- teletubisie. Siedzi ten mój wierciuch jak zaczarowany! Rozmawia z teletubisiami z komputera, macha im, w ogóle odrywa się od rzeczywistości:) Troszkę mam wyrzuty sumienia ale mam choć 5 minut dla siebie:)

środa, 21 listopada 2012

niedoceniona

Mój mąż i obowiązki domowe to temat bardzo skomplikowany, tak jak skomplikowane jest równouprawnienie i podział ról. Muszę trochę ponarzekać, ale odkąd urodziła się Mała jestem jedyną osobą od sprzątania gotowania i podobnie miłych zajęć. Mój powrót do pracy specjalnie niczego nie zmienił w tej kwestii. Pracuje w niepełnym wymiarze, więc powiedzmy, że tak jest sprawiedliwie...Ale dziś zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy po powrocie z pracy, zaczął mi wypominać jak mi to dobrze. On się musi stresować, ciężko pracować, utrzymanie domu ma na głowie, a mi to tak dobrze i sielsko. Siedzę sobie w domu na zwolnieniu, a jeśli nawet pracuje to więcej kawki pije. Ciśnienie mi troszkę skoczyło, ale jak zaczął mi wypominać, że za mało się staram i słabo zarabiam to nie wytrzymałam. 
Przed ciążą pracowałam w kilku miejscach, rozwijałam się i naprawdę nieźle zarabiałam, ale wspólnie ustaliliśmy, że dziecko jest priorytetem i zrezygnuje z części obowiązków zawodowych na rzecz domowych.
Kurczę  naprawdę chciałabym, żeby szanowny mąż posiedział w domu 3 dni z dzieckiem, myślę, że szybko zmieniłby zdanie.
Nie ukrywam, że też wolałabym  lepiej zarabiać, ale realia są jakie są.
Niech już ta Amelka zdrowieje, bo to siedzenie w domu chyba nikomu nie służy. 
Byle do soboty, przyjeżdża moja ukochana kuzynka i jeśli z Amelka wydobrzeje do tego czasu, to wybywam na pogaduchy:) 

wtorek, 20 listopada 2012

A u nas smutnawo niestety, choróbska Amelki zamiast się wycofywać to wręcz przeciwnie, gorączka coraz wyższa, a do kataru doszedł kaszel. Musimy siedzieć w domu , ani spacerku ani odwiedzin:( Mam zwolnienie do końca tygodnia, bo przecież nie zostawię chorej, rozgrymaszonej małej z babcią. Niestety w pracy tego nie rozumieją, dzwonili dziś żebym wracała, bo koleżanka też na zwolnieniu a jej dzieci żłobkowe. I bądź tu człowieku mądry:( W pracy zamartwiaj się o dziecko, a w domu myśl co cię czeka po powrocie. Na razie powiedziałam, że nie ma opcji, Amelka jeśli nie śpi to jest u mnie na rękach właściwie 24 na 24. Czy już mówiłam, że nie znoszę chorób u mojej córci.
Żeby nie było tak pesymistycznie to trochę się pochwalę:) Amelka robi się z dnia na dzień coraz mądrzejsza. Może mi się wydaje, ale ma bardzo szeroki zasób słownictwa jak na niespełna półtoraroczną dziewczynkę. Na pytanie gdzie idziesz odpowiedziała wyraźnie "bawić się", a przy oglądaniu książeczki z wierszykiem o murzynku krzyknęła "bambu łobuziu" bambo łobuzie:). Amelka cały czas korzysta ze smoczka- niestety, a teraz gdy jest chora prawie się z nim nie rozstaje, kładę ją spać i mówię Amelko nie ma smoka, zgubił się a córcia wykrzykuje "Oooo nie, ooo nie"- na szczęście się znalazł.
A teraz sobie maluszek śpi ale znów niespokojnie i z pobudkami a ja trochę się martwię, bo lekarka osłuchując powiedziała coś o szmerach w serduszku do sprawdzenia:(

poniedziałek, 19 listopada 2012

chora:(

Od czerwca był spokój ale w końcu nas dopadło:(( Amelka przeziębiona-  z nosa jej się leje, kaszle a w nocy stan podgorączkowy. Katar oznacza u nas milion pobudek w nocy, niewyspanie a co za tym idzie marudzenie w ciągu dnia. Niestety ja też nie czuje się najlepiej i obie siedzimy dzisiaj w domu:(
Co nas tak załatwiło, chyba wczorajsze urodzinki w centrum zabaw. Amelka była zaproszona do kuzynki, która kończyła 5 lat. Pierwszy raz byłyśmy z mała w takim miejscu i muszę przyznać, że zabawa super. Amelka co prawda raczej nie bawiła się z 5 latkami ale szalała w ogródku malucha- w kulkach, na zjeżdżalniach i bujaczkach. W ogóle się nie bała, czasami wręcz zapominała o naszej obecności i biegła do innych dzieci.
Ponieważ Amelka na co dzień nie ma zbyt wiele kontaktu z dziećmi, gdy ja jestem w pracy zajmuje się nią babcia, to niewiele trzeba by coś podłapała:(

niedziela, 18 listopada 2012

Babski wieczór i romanse:)

Spotkanie w większym babskim gronie to to, czego mi było potrzeba:) Ostatnio praca i dom tak mnie pochłonęły, że ani sama, ani z mężem właściwie nigdzie nie wychodzimy. Często po prostu mi się nie chce, bo wiem, że jak zarwę noc to potem nie pośpie do 12, tylko jak zwykle pobudka o 7! Ale dziś nie żałuje, może alkoholu było ciut za dużo:) bo każda coś przyniosła i nalewka "własnej roboty" to był przysłowiowy gwóźdż do trumny:) Ale żyje i mam się dobrze.
Trochę było śmiechu i wygłupów, a trochę poważnych rozmów. Dowiedziałam się, że koleżanka, która przez przypadek wdała się w romans z żonatym, zamierza tę znajomość kontynuować. Jakoś do mnie nie dochodzi, że którąś z naszego grona spotkało coś takiego. Mam jeszcze w pamięci nasze rozmowy z czasów licealnych kiedy nasze zasady były skrystalizowane, a facet zajęty był po prostu niedostępny. Ok wiem, że nie znam ani doktorka, ani jego żony i nie wiem jak wygląda ich małżeństwo, może się rozsypuje, ale jakoś bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że facet po prostu szuka przygody i odskoczni. Może się mylę, ale wydaje mi się, że D. będzie cierpieć jako ta druga. Może jestem pesymistką ale wątpię żeby nagle rzucił dom, żonę i dziecko dla dziewczyny, której  właściwie nie zna.  Zresztą uważam, że nawet jeśli w małżeństwie dzieje się coś źle, to nikt trzeci nie jest potrzebny:(
Kurcze, takie spotkania uświadamiają mi jak ludzie się zmieniają, z D. znamy się 20 lat. Prawie jak siostra, a rozmawiając z nią mam wrażenie, że jej wcale nie znam.
Takie jakieś pesymistyczne zakończenie  wyszło, a był naprawdę udany wieczór i noc, zdecydowanie życzę sobie takich więcej!

środa, 14 listopada 2012

Jak to u mnie było- poród

Ostatnie wydarzenia skłoniły mnie do wielu przemyśleń i wspomnień, dotyczących końca ciąży i porodu.
Moja ciąża przebiegała książkowo, do końca dobrze się czułam i byłam bardzo sprawna. I choć przez większość czasu byłam zdecydowana na cc, ostatecznie namawiana przez lekarzy, że jest to lepsze i dla mnie i dla dziecka, zdecydowałam się na poród siłami natury. Mój lekarz prowadzący śmiał się czasem, że w tej życiowej sytuacji nie można zaplanować scenariusza, i że trzeba zaufać  położnikowi, bo ten rozezna sytuacje i podejmie właściwe decyzje. Dziś wiem,  że niestety nie zawsze można zaufać, bo wielu lekarzy jest niekompetentnych, woli poświęcić dobro pacjenta niż przyznać się do niewiedzy.
Z racji zawodu, często rozmawiałam z rodzicami niepełnosprawnych dzieci i  wiele mam, twierdziło, że gdyby w porę zrobić cesarkę, ich dziecko byłoby zdrowe! Dlatego nie chciałam ryzykować.
Rano w dniu porodu byłam u lekarza, który po badaniu stwierdził, że jeszcze nie ma żadnych symptomów porodu i za kilka dni mam zgłosić się na wywołanie:) Wszystko działo się pierwszy raz. Jakoś inaczej myslałam, że będzie to wyglądać, dodatkowo tak zasugerowałam się diagnozą lekarza, że mały włos a przegapiłabym, że to już:)
Zadzwoniła do mnie mama,  powiedziałam jej, że coś tam "leci" ale na pewno nie wody płodowe, bo za słabo, mało a poza tym nic nie boli:) Mama przerażona, że to już! Budzę męża i w drogę, czułam się trochę jakbym jechała na jakiś ważny egzamin, taki stres, bez żadnej paniki. Myślałam o tym, że rano będę mogła już tulić moją córeczkę:)
Niestety poród daleki był od idealnego, nie mówię tu wcale o bólu, tego się przecież spodziewałam (chociaż był potworny). nie mówię o braku intymności, że coraz to inne osoby wchodziły sobie, jak gdyby nigdy nic, nawet nie chodzi mi o trzy oksytocyny. Poród nie postępował, słyszałam jak profesor, który wpadł gościnnie powiedział do lekarki położnej- trzeba będzie ciąć. Po czym po chwili lekarka wróciła z uśmiechem, że profesor to "wszystkie by ciął a ja dam radę, przecież dziecko nie jest duże!!" Owszem gdy już nie było odwrotu, dziecko zostało wyciśnięte! Sine i wymęczone! Położono mi je dosłownie na sekundę a potem zabrano!
Najstraszniejsze chwile w moim życiu, tego nie da się opisać, byłam na skraju histerii, wtedy łaskawie położna powiedziała mi, że wszystko jest świetnie! Lekarka, która mnie zszywała na nasze pytania powiedziała obcesowo- to jest poród proszę pani!
 Lekarka i położna uważały, że świetnie się spisały-  a córcia zamiast z mamą była w inkubatorze!!
Półprzytomna, mimo zakazów, pojechałam z mężem ją zobaczyć- była taka śliczna i słodka. Machała rączkami i nóżkami. Miała takie ciemne włoski, i wyglądała od razu jak bobasek. Taka śliczna pulchna dzidzia. Miłość od pierwszego wejrzenia, taka ogromna fala nie do opisania. Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że tak  może być. Następnego dnia rano, przynieśli mi ją do sali - czułam się szczęśliwa. Nie chciałam żadnych odwiedzin- tylko My z mężem i Amelka.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Czasem wspominam czas spędzony w szpitalu po urodzeniu Małej, i są to chyba najgorsze wspomnienia jakie mam. Poczucie bezsilności zdania na łaskę i niełaskę lekarzy. Wielki strach, brak informacji albo sprzeczne. Jeszcze długo po powrocie do domu budziłam się w nocy i przypominałam sobie krok po kroku co się tam wydarzyło.
U mnie na szczęście wszystko skończyło się dobrze ale bywa inaczej...I to jest tak strasznie niesprawiedliwe, nielogiczne, niezgodne z rytmem natury. Co można powiedzieć w takiej chwili. Ja nie wiem, po prostu nie wiem, mogę sobie tylko wyobrażać co czuje wtedy Matka.
Niektórzy ludzie nie chcą mieć dzieci, nie kochają ich i nie dbają, a mimo to rodzą im się, inni czekają cieszą się każdą chwilą a Bóg im je odbiera. Nie rozumiem tego, to jest kompletnie bez sensu.

niedziela, 11 listopada 2012

Basen

Korzystając z wolnego zabraliśmy  Amelkę na basen do Aqua parku, zastanawiałam się czy nie jest jeszcze za mała, ale okazało się,że była zachwycona i totalnie nie chciała wychodzić z wody! Była zainteresowana dosłownie wszystkim dziećmi, zjeżdżalniami no i wodą oczywiście. Zwykle gdy Amelka kąpie się w wannie jak tylko troszkę wody dostanie się do oczek natychmiast chce wychodzić a tutaj?
Wpadała ze zjeżdzalni prosto do wody i chociaż M ją łapał często się zanurzała, a i tak krzyczała "jesce". Odmówiła nałożenia pływaczek i sama chodziła po dnie od jednej atrakcji do drugiej.
Co ciekawe wcale nie była najmłodszą użytkowniczką brodzika, bo były tam dzieci nawet półroczne. Troche mnie to dziwi, chociaż wiem, że są szkółki dla niemowląt, to jednak woda była niezbyt ciepła dodatkowo hałas i pełno dzieci.
Po takich atrakcjach zjadła obiadek 250 i 2 wafelki ryżowe, a potem jeszcze od nas kawałek kanapki (naprawdę nie wiem gdzie ona to wszystko mieści:)) Zasnęłą w foteliku, bez problemu dała się przenieść do łóżeczka i spała ponad 2 godziny! Muszę powiedzieć, że my też dobrze się bawiliśmy, bardzo polecam. Jedyny minus to cena:(( Z przebieraniem byliśmy troszkę ponad godzinę i zapłaciliśmy 50 zł, a przecież Amelka na razie wchodzi za darmo...

sobota, 10 listopada 2012

pracująca mama

Ktoś mi chyba podmienił córcię:), moja grzeczna dotąd dziewczynka zmieniła się w bardzo charakterną. Na wszystko ma własne zdanie. Nie wiem czy to już bunt dwulatka czy co, ale ciągle słyszę nie i nie chcę! Na początku śmialiśmy się z mężem kiedy Amelka na -chodź tu- poważnie odpowiadała "nie" a gdzie idziesz? "tiam"(i pokazuje rączką w stronę przeciwną), ale mniej jest zabawnie jak na podwórku ściąga czapkę i krzyczy "nie cem" i urządza krzyki.
Często czytam na blogach, że młode mamy bardzo chcą wrócić/ znaleźć pracę, powiem wam, że ja tak nie mam. Być może jak to się mówi "mleko zalewa mózg" :)ale gdybym miała możliwości chętnie zostałabym z małą do 3 roku. Przed ciążą nie wyobrażałam sobie życia bez pracy, uważałam, że człowiek w domu gnuśnieje i nie rozwija się a poza tym po prostu się nudzi. Faktycznie miałam taki kryzys w ciąży gdy nie pracowałam. Mając jednak małe dziecko jest tyle obowiązków ale i radości, że dni mijają szybko a życie daje mnóstwo satysfakcji. Początkowo planowałam powrót do pracy po ciąży, ale gdy Amelka miała 6 miesięcy po prostu nie wyobrażałam sobie żeby ją zostawić, wróciłam gdy Amelka miała rok i dwa miesiące i szczerze mówiąc to dla mnie za wcześnie. Niby to już taki rezolutny maluch, ale czuję, że dużo tracę i nie zawsze mogę kontrolować jej wychowywanie, bo po prostu przy niej mnie nie ma!
Może nawet dalibyśmy radę finansowo ale dla mojego M. to było zbyt wielki stres, że cały dom, kredyt na jego głowie a rynek niepewny. Co prawda po moim powrocie do pracy zaczął w drugą stronę- że zarobki małe a w domu nie wszystko zrobione i po jego powrocie żona nie czeka z obiadkiem:)
Owszem praca daje mi satysfakcje i lubię ją, ale jeszcze większą dla mnie satysfakcją jest być dumną mamą, kiedy moja córcia jest z dnia na dzień coraz mądrzejsza i coraz więcej potrafi.
Wydaje mi się, że w ten sposób właśnie się spełniam- przynajmniej w tym momencie, a praca jest tylko dodatkiem:)

czwartek, 8 listopada 2012

jestem wstrząśnięta

Przeżyłam dzisiaj mały wstrząs, a to za sprawą telefonu od mojej koleżanki. Prawdę mówiąc myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w kinach.I jestem po prostu zbulwersowana.
D. od wielu lat jest singielką, jakoś nie miała powodzeniu wśród płci przeciwnej i właściwie nigdy nie miała nikogo na poważnie. Całkiem przypadkowo będąc z siostrą- lekarką na jakimś zjeździe lekarzy, poznała młodego lekarza. Facet po prostu idealny- koło trzydziestki, z pracą, dobrym zawodem, obyty w świecie znający języki. Spędzili ze sobą dwa cudowne, romantyczne wieczory, D. wróciła absolutnie zauroczona, twierdziła, że to przeznaczenie, że właśnie na niego czekała. Tajemniczy doktorek codziennie przysyłał jej listy, miałam nawet okazje czytać co niektóre i były przepiękne- pełne zachwytów nad jej urodą, przeplatane łacińskimi cytatami i nawiązaniami do literatury. Nawet przyszło mi kiedyś na myśl, że mój M. raczej nie byłby zdolny stworzyć czegoś takiego. No cóż doktorek był erudytą.
Poza bardzo intensywną korespondencją, doktorek przyjechał kilka razy do naszego miasta podczas kilkumiesięcznej znajomości.
 D. do siebie nie zapraszał, jakoś nie było okazji. D. kwitła, jej mama, która martwiła się, że córka wciąż nie ułożyła sobie życia też była szczęśliwa, wręcz dumna, że takiego wspaniałego będzie miała zięcia.
Wszystko było pięknie, dopóki siostra D. przez przypadek nie pochwaliła się powodzeniem swojej siostry znajomej. Ta zdziwiona, powiedziała, że zna dobrze jego żonę!! Kiedy D. się dowiedziała natychmiast do niego zadzwoniła, spytany, przyznał się, że ma żonę i dziecko.
A ja mam chyba intuicje, bo mi od początku coś nie grało, ale nie chciałam być tą złą co burzy koleżance szczęście:(
Kurcze dla mnie to jest niepojęte jak można być takim gnojkiem, oszukać dziewczynę i własną żonę.
D. jest tak zakręcona, że nie dociera to do niej co się wydarzyło, zamierza do niego jechać, ale dla mnie to chyba nie najlepszy pomysł...

środa, 7 listopada 2012

Prawdziwi Przyjaciele

Prawdziwy przyjaciel/e to gatunek rzadko spotykany, wręcz na wyginięciu. Owszem sporo jest osób podszywających się, ale dopiero życiowe zakręty lub po prostu zmiany weryfikują tych prawdziwych i podszywających się jedynie. U nas taką zmianą było pojawienie się malucha.
Jedna z koleżanek otwarcie powiedziała, że ona jest jeszcze na innym etapie, a dzieci ją przerażają:)!
Z innymi osobami było mniej zabawnie- urodziny mojego M. zaproszone kilka par zaprzyjaźnionych od wielu lat,  zaczyna się impreza, na której  jest nasz córcia, gadamy, śmiejemy się jest sympatycznie do momentu gdy po położeniu małej spać wracam do gości a tu foch, bo jak śmiałam ich zostawić i sobie pójść. Nieważne, że kładłam małą spać, "koleżanka" zwinęłą się razem z mężem(który nas przepraszał i było mu głupio) przed 20:( W taki sposób pani B rozwaliła nam imprezę, a M. był strasznie zawiedziony:(
Jakiś czas potem tak całkiem spontanicznie zaprosiliśmy innych znajomych, tak żeby wpadli pogadać, napić się winka. Przezornie, mieli przyjść na 20, kiedy mała już śpi ;)Chwile przed, dzwonią, że no niestety nie mogą wpaść, bo K strasznie źle się czuje a B. jej samej nie zostawi. Ok, trudno. kilka dni później na fejsie zdjęcie z imprezy w klubie i rozbawieni państwo K. i B. Rozumiem, że impreza w klubie może być atrakcyjniejsza, ale chyba przyjaciół się nie okłamuje i nie wystawia do wiatru z byle powodu. Cieszę się tylko, że w takiej błahej sytuacji się na nich poznaliśmy, gorzej gdybyśmy naprawdę potrzebowali wsparcia i pomoc.
Żeby nie było tak pesymistycznie, dodam, że na szczęście zostali wokół nas ludzie, dla których liczy się coś więcej niż imprezy, na których można liczyć w każdej sytuacji.

wtorek, 6 listopada 2012

9 miesięcy

Ciąża to stan błogosławiony, a więc pełen spokoju, miłości i tolerancji, niestety nie u mnie. Kiedy przeszłam na zwolnienie doba wyciągnęła mi się niesamowicie, dni, które zwykle mijały w szalonym pędzie na pracy, obowiązkach domowych, spotkaniach towarzyskich stały się puste. Mąż cały dzień w pracy i mnóstwo czasu na myślenie i zastanawianie się nad wszystkim. Nie wiem czy coś takiego istnieje ale chyba przeszłam coś na kształt depresji ciążowej. Owszem były momenty kiedy cieszyłam się ogromnie i nie mogłam doczekać się już córeczki ale też wciąż bałam się, że coś pójdzie nie tak.
Prawdę mówiąc nie wiem jak mój M. ze mną wytrzymywał w tamtym czasie- kapryśna, zapłakana, pełna pretensji i żalów. Fizycznie o dziwo czułam się świetnie, wyniki w normie, żadnych bólów pleców, nawet mdłości nie miałam.
Kiedy przypominam sobie tamten okres to tak jakbym mówiła nie o sobie, nie wiem czy to hormony czy okres przejścia z bycia dzieckiem do posiadania dziecka, a więc pożegnanie się ze swoim egoizmem.
Przełomem stało się dla mnie poznanie innych dziewczyn w ciąży na zajęciach fitnes dla kobiet w ciąży. Moje "stare ",bezdzietne koleżanki nie rozumiały moich rozterek i wątpliwości. Mąż też nie mógł zrozumieć, że jak to? sama chciałam a teraz narzekam. Trzy razy w tygodniu ćwiczyłyśmy a potem szłyśmy na kawę i ploty, fajnie spędzony czas i do tego grupa terapeutyczna!:)
Często w tym kiepskim okresie miałam straszne poczucie winy, wiedziałam, że powinnam się cieszyć i dumnie wypinać brzuszek, tymczasem zastanawiałam się czy to oby na pewno słuszna decyzja, czy nie warto było jeszcze poczekać. Budujące dla mnie było, że wbrew pozorom nie tylko ja tak mam, że wiele młodych mam choć szczęśliwa, jest pełna obaw.
Wydaje mi się, że mówienie o takich rozterkach jest mało popularne a wręcz nie powinno się do takich rzeczy przyznawać. Ale życie jest bardziej skomplikowane i nie da wpisać się go w utarte schematy.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jak zostałam mamą

Chyba nigdy nie jest dobry moment na to by zdecydować się na dziecko, najpierw nie- bo nauka, potem nie,bo pierwsza praca, brak umowy na  stałe, brak własnego mieszkania, za mało pieniędzy- przeszkód może być tysiące, po prostu trzeba być zdecydowanym i dążyć do celu. Niestety ja taka osobą nie jestem, często targają mną sprzeczne pragnienia.
Amelka nie była jednak wpadką, po prostu któregoś dnia poczułam, że to ten moment i ...nie było już odwrotu...W międzyczasie wynikło wiele rzeczy w moim życiu i ciąża nie bardzo była mi po drodze. Dwie kreski na teście i wielka radość!!a potem płacz, bo co to teraz będzie... jak damy sobie radę.
Bałam się, choć trochę podświadomie jak zareaguje rodzina i przyjaciele. Wyłamaliśmy się w końcu, zamiast piąć się po szczeblach karirey, robić niezliczone kursy i szkolenia, zaliczać kolejne wycieczki zagraniczne postanowiliśmy zakopać się w domowych pieleszach.
W tym czasie jedna koleżanka starała się o dziecko i wciąż im się nie udawało, więc po prostu nie mogłam uwierzyć, że u nas tak za pierwszym razem złoty strzał. Mój M. cieszył się bardzo  choć trochę żałował, że już za nami beztroska młodości i wielkie zmiany w życiu.
Rodzice i rodzeństwo stanęli na wysokości zadania- dostałam od nich ogromne wsparcie duchowe i materialne:)
Ponieważ nie miałam jeszcze umowy na stałe bardzo bałam się reakcji w pracy, jak chyba każdy wie w dzisiejszych czasach o pracę nie jest łatwo zwłaszcza w zawodzie.
Trochę podbudowana po rozmowie z mamą, że przecież nikogo w ten sposób nie oszukuję i nie krzywdzę poszłam na rozmowę z dyrektorką i wyszłam z płaczem. Przemiła pańcia powiedziała mi, że się na mnie zawiodła,a ja jestem nieodpowiedzialna, bo teraz dzieci zostaną bez nauczycielki i w ogóle zmarnowałam im przyszłość, potem powiedziała jeszcze, że w sumie to niewielka strata, bo i tak się słabo nadawałam i do tego byłam nie sumienna itd.
Na kolejną rozmowę (pracowałam wtedy w 2 miejscach) poszłam na miękkich nogach, wiem, że dla czytających wydam się niemożliwie głupia, zamiast cieszyć się dzieckiem ja płaczę za jakąś pracą ale wtedy chyba byłam podatna na wpływy, bo naprawdę czułam się winna i że zwiodłam. O dziwo spotkało mnie zupełnie inne przyjęcie pani dyr. pogratulowała mi i spytała ja widzę naszą współpracę, kiedy chciałabym pójść na zwolnienie i orientacyjnie ile czasu będę na macierzyńskim. Kazała się o nic nie martwić, bo dziecko jest najważniejsze, a czas spędzony z mamą jest nie do przecenienia:)
Ależ się rozpisałam, chociaż tylko wracam do wspomnień to kiedy to piszę przypominają mi się wszystkie uczucia i rozterki... cdn

początki


Zawsze lubiłam czytać blogi ale jakoś nigdy nie mogłam zdecydować się na własny i w końcu go mam!!
Kim jestem- chyba głównie mamą, ale też żoną, pracownikiem, koleżanką, szczęśliwą kobietą choć jeszcze nie spełnioną- pełną planów i marzeń.
Chciałabym zapisać chwile, które uciekają tak szybko- zbyt szybko, a pamięć jest bardzo ulotna, już teraz nie pamiętam wielu rzeczy z okresu kiedy moja córeczka była maleńka choć wtedy wydawało mi się, że takich chwil się nie zapomina...