Ciąża to stan błogosławiony, a więc pełen spokoju, miłości i tolerancji, niestety nie u mnie. Kiedy przeszłam na zwolnienie doba wyciągnęła mi się niesamowicie, dni, które zwykle mijały w szalonym pędzie na pracy, obowiązkach domowych, spotkaniach towarzyskich stały się puste. Mąż cały dzień w pracy i mnóstwo czasu na myślenie i zastanawianie się nad wszystkim. Nie wiem czy coś takiego istnieje ale chyba przeszłam coś na kształt depresji ciążowej. Owszem były momenty kiedy cieszyłam się ogromnie i nie mogłam doczekać się już córeczki ale też wciąż bałam się, że coś pójdzie nie tak.
Prawdę mówiąc nie wiem jak mój M. ze mną wytrzymywał w tamtym czasie- kapryśna, zapłakana, pełna pretensji i żalów. Fizycznie o dziwo czułam się świetnie, wyniki w normie, żadnych bólów pleców, nawet mdłości nie miałam.
Kiedy przypominam sobie tamten okres to tak jakbym mówiła nie o sobie, nie wiem czy to hormony czy okres przejścia z bycia dzieckiem do posiadania dziecka, a więc pożegnanie się ze swoim egoizmem.
Przełomem stało się dla mnie poznanie innych dziewczyn w ciąży na zajęciach fitnes dla kobiet w ciąży. Moje "stare ",bezdzietne koleżanki nie rozumiały moich rozterek i wątpliwości. Mąż też nie mógł zrozumieć, że jak to? sama chciałam a teraz narzekam. Trzy razy w tygodniu ćwiczyłyśmy a potem szłyśmy na kawę i ploty, fajnie spędzony czas i do tego grupa terapeutyczna!:)
Często w tym kiepskim okresie miałam straszne poczucie winy, wiedziałam, że powinnam się cieszyć i dumnie wypinać brzuszek, tymczasem zastanawiałam się czy to oby na pewno słuszna decyzja, czy nie warto było jeszcze poczekać. Budujące dla mnie było, że wbrew pozorom nie tylko ja tak mam, że wiele młodych mam choć szczęśliwa, jest pełna obaw.
Wydaje mi się, że mówienie o takich rozterkach jest mało popularne a wręcz nie powinno się do takich rzeczy przyznawać. Ale życie jest bardziej skomplikowane i nie da wpisać się go w utarte schematy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz