Moja ciąża przebiegała książkowo, do końca dobrze się czułam i byłam bardzo sprawna. I choć przez większość czasu byłam zdecydowana na cc, ostatecznie namawiana przez lekarzy, że jest to lepsze i dla mnie i dla dziecka, zdecydowałam się na poród siłami natury. Mój lekarz prowadzący śmiał się czasem, że w tej życiowej sytuacji nie można zaplanować scenariusza, i że trzeba zaufać położnikowi, bo ten rozezna sytuacje i podejmie właściwe decyzje. Dziś wiem, że niestety nie zawsze można zaufać, bo wielu lekarzy jest niekompetentnych, woli poświęcić dobro pacjenta niż przyznać się do niewiedzy.
Z racji zawodu, często rozmawiałam z rodzicami niepełnosprawnych dzieci i wiele mam, twierdziło, że gdyby w porę zrobić cesarkę, ich dziecko byłoby zdrowe! Dlatego nie chciałam ryzykować.
Rano w dniu porodu byłam u lekarza, który po badaniu stwierdził, że jeszcze nie ma żadnych symptomów porodu i za kilka dni mam zgłosić się na wywołanie:) Wszystko działo się pierwszy raz. Jakoś inaczej myslałam, że będzie to wyglądać, dodatkowo tak zasugerowałam się diagnozą lekarza, że mały włos a przegapiłabym, że to już:)
Zadzwoniła do mnie mama, powiedziałam jej, że coś tam "leci" ale na pewno nie wody płodowe, bo za słabo, mało a poza tym nic nie boli:) Mama przerażona, że to już! Budzę męża i w drogę, czułam się trochę jakbym jechała na jakiś ważny egzamin, taki stres, bez żadnej paniki. Myślałam o tym, że rano będę mogła już tulić moją córeczkę:)
Niestety poród daleki był od idealnego, nie mówię tu wcale o bólu, tego się przecież spodziewałam (chociaż był potworny). nie mówię o braku intymności, że coraz to inne osoby wchodziły sobie, jak gdyby nigdy nic, nawet nie chodzi mi o trzy oksytocyny. Poród nie postępował, słyszałam jak profesor, który wpadł gościnnie powiedział do lekarki położnej- trzeba będzie ciąć. Po czym po chwili lekarka wróciła z uśmiechem, że profesor to "wszystkie by ciął a ja dam radę, przecież dziecko nie jest duże!!" Owszem gdy już nie było odwrotu, dziecko zostało wyciśnięte! Sine i wymęczone! Położono mi je dosłownie na sekundę a potem zabrano!
Najstraszniejsze chwile w moim życiu, tego nie da się opisać, byłam na skraju histerii, wtedy łaskawie położna powiedziała mi, że wszystko jest świetnie! Lekarka, która mnie zszywała na nasze pytania powiedziała obcesowo- to jest poród proszę pani!
Lekarka i położna uważały, że świetnie się spisały- a córcia zamiast z mamą była w inkubatorze!!
Półprzytomna, mimo zakazów, pojechałam z mężem ją zobaczyć- była taka śliczna i słodka. Machała rączkami i nóżkami. Miała takie ciemne włoski, i wyglądała od razu jak bobasek. Taka śliczna pulchna dzidzia. Miłość od pierwszego wejrzenia, taka ogromna fala nie do opisania. Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że tak może być. Następnego dnia rano, przynieśli mi ją do sali - czułam się szczęśliwa. Nie chciałam żadnych odwiedzin- tylko My z mężem i Amelka.
Słysze wiele historii kobiet o ich porodach. Jedne mówią jakie to wspaniałe, inne jakie to straszne. Ale w tym wszystkim najważniejszy jest moment zobaczenia pierwszy raz swojego dziecko, prawda? I móc je wreszcie wziąć na ręce i przytulić...
OdpowiedzUsuńTrafiłam przypadkowo...podoba mi się i jesli pozwolisz,zaglądać będe częściej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Agnieszka
http://sweetaboutme24.blogspot.com/
Będzie mi bardzo miło;)
UsuńZapraszam do przeczytania nowej notki na blogu: http://ankidwie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń